piątek, 12 lutego 2016

Wattpad

Witajcie kochani czytelnicy (których tu nie ma)!

Z powodu prześladującej mnie ostatnio bariery twórczej, postanowiłem zrobić coś co zmotywuje mnie do pisanie tej historii, która jest dla mnie bardzo ważna i nie chcę z niej rezygnować. Postanowiłem, że przeniosę ją na wattpada. Bardzo mocno wierzę, że to mnie jakoś zmotywuje. I właśnie tam zapraszam was do czytania dalszych losów Mista Snape'a. Nazywam się tam Mist_Snape_Lovato, a tu macie link do mojego profilu:
https://www.wattpad.com/user/Mist_Snape_Lovato

czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział V Pałac

Mist jeszcze raz przejrzał wszystkie mapy, które udało mu się sporządzić. Wszystko opierało się na tym co powiedzieli mu mugole z knajp po których chodził, więc tak naprawdę nie miał jednej, pewnej odpowiedzi. Każdy mówił co innego, ale jedna wersja powtarzała się kilka razy i to właśnie tę chciał dzisiaj sprawdzić. Jeżeli okazałoby się, że to właśnie to miejsce którego szukał, to już niedługo mógłby wrócić do swojego ciepłego domku w Hogsmeade i zakłóć w kajdany okrutnego mugola i postawić przed sądem za spowodowanie śmierci wielu takich on i również czarodziejów, którzy zamieszkiwali zbombardowane miasta.
Samo wydobycie jakichkolwiek informacji od mugoli nie było łatwe. Kiedy Mist na trzeźwo pytał się kogoś w knajpie o takie oczywiste dla nich rzeczy, każdy nabierał podejrzeń. Jego taktyką było udawanie kompletnie pijanego gościa. Wtedy ludziom łatwiej było zrozumieć jego pytania. Jak już udało mu się coś od kogoś wydobyć, od razu po kryjomu usuwał pamięć temu człowiekowi. Jego plany nie mogły wyjść na jaw.
Początkowy zamysł był inny. Mist miał iść i przekonać władcę swoim jakże niewątpliwym urokiem osobistym, że lepiej aby zakończył tę wojnę. Niestety dowiedział się o mugolskim przywódcy tak dużo złego, że nie miał ochoty się z nim bawić. Dowiedział się niestety również, że kiedy za pomocą eliksiru wielosokowego zamieni się w władcę i zakończy tę wojnę, to ona tak na prawdę się nie skończy. Jako przywódca będzie musiał ogłosić kapitulację swojego państwa, a potem zgodzić się na warunki, które postawi wygrane państwo, lecz Mist był gotowy się poświęcić. Kiedy obecny władca pójdzie za kraty, Mist może chwilę go poudawać, zakończyć to wszystko, a potem upozorować swoje samobójstwo. Oczywiście nie była to idealna strategia, lecz nie pozostawało mu nic innego.
Kawałek musiał przelecieć miotłą, lecz niestety później będzie podróżował za pomocą swoich własnych nóg, aby mieć pewność że jest całkowicie niewidzialny i żaden kawałek nie wystaje spod peleryny niewidki, czego podczas lotu na miotle nie można było zapewnić.
Wziął ze sobą mapę, która wydawała mu się najbardziej zgodna z rzeczywistością, różdżkę, eliksir wielosokowy i pelerynę niewidkę. Taki ekwipunek mu wystarczał. Wsiadł na miotłę i starannie okrył się niewidką. Podleciał do lustra i spojrzał czy wszystko jest dobrze zakryte. Wystawał maleńki kawałek miotły, ale kiedy będzie leciał i tak nikt tego nie zauważy.
To co widział podczas tego lotu nie było najpiękniejszym widokiem w jego życiu. Starał się nie patrzeć w dół, lecz sam hałas powodował u niego drgawki. Miejsce w którym wylądował było trochę oddalone od miejsca bitwy. Trochę się zawiódł, bo z tego co wiedział to tutaj przywódcy nie walczą razem z swoimi ludźmi, co jego zdaniem było szczytem tchórzostwa i głupoty, tylko siedzą sobie w wielkim pałacu i dyrygują przebiegiem. Póki co to nie widział żadnej wielkiej budowli... Tylko polana... Poszedł tak jak kazała mu mapa, lecz po godzinie krążenia stwierdził, że to nie ma sensu, bo punkt zaznaczony na mapie znajduje się w centrum wielkiego lasu. Czyli pierwsza próba nieudana.
Wiedział że prawdopodobnie się nie uda, ale i tak bardzo się zdenerwował. Kolejny dzień zmarnowany, a ludzie giną. Widział to na własne oczy... Postanowił, że wróci do domu. Spojrzał na słońce. Gdyby się sprężył to zdążyłby jeszcze sprawdzić drugie miejsce, które wydawało mu się prawdopodobne i powtarzało się kilka razy kiedy pytał ludzi.
Szybko wrócił do domu, pobiegł po drugą mapę i już leciał w całkiem innym kierunku. Tym razem wylądował w jakimś mieście... Widać że tutaj jeszcze wojska nie dotarły, a ludzie żyli całkowicie normalnie. Bardzo możliwe, że to właśnie gdzieś tu w pobliżu znajduje się owy okrutnik. Nagle spostrzegł że ktoś bardzo uważnie mu się przygląda... Ale przecież miał na sobie pelerynę niewidkę... Spojrzał się w dół i wykrzyczał w myślach kilka przekleństw. Jeden but wystawał. Szybko go zakrył i podszedł do człowieka, który już miał zacząć krzyczeć, wycelował w niego różdżką i szepnął:
- Oblivate.
Spojrzał na mężczyznę. Zaklęcie zadziałało. Już nie przejmował się dalej starcem, który spostrzegł latającego buta, tylko szedł tak jak mu mapa nakazywała. Niestety tym razem również do niczego go nie doprowadziła, ale szukając punktu na niej zaznaczonego, widział pewien dość potężny budynek. Jest szansa że to mogłaby być siedziba władcy, lecz tak nie wyglądał pałac w świecie czarodziejów. Postanowił to zbadać i zbliżył się trochę. Kiedy zobaczył straż pilnującą wejścia, był już pewny że znalazł owy pałac, o którym wspominali w knajpach.
Cały budynek otoczony był jakimiś drutami, które chyba miały odpowiadać murowi obronnemu w zamku.. Wolał się upewnić i rzucił w mur szyszką. W każdej chwili mogła spaść z drzewa, których tu było dużo. Spaliła się. Czyli lepiej go nie dotykać. Zaczął się zastanawiać jak pokonać tę przeszkodę, lecz z jego myśli wyrwała go straż, która prawie na niego wlazła. Pewnie przyszli sprawdzić co natknęło się na ich jakże skuteczny mur obronny. Mist utknął w bezruchu, starał się nie oddychać. Wiedział że gdyby się ruszył mogliby go wykryć.
Postali tam przez chwilę, a potem wrócili do pilnowania głównego wejścia. Mist po chwili myślenia chyba w końcu przypomniał sobie, że jest czarodziejem i zaczął próbować różnych zaklęć. W końcu zauważył że wszystkie uliczne światła, tak samo jak te w domach, zgasły. Złapał szyszkę i rzucił w mur, lecz tym razem nic jej się nie stało. Szybko przeszedł przez mur i przyległ do ściany pałacu. Od razu zjawili się tu strażnicy wejścia...
- Kto tu jest?! - krzyknął jeden.
- Uspokój się. Po prostu prąd siadł - poklepał towarzysza po plecach.
Mist postanowił wykorzystać sytuację, w której panowie stali przy siatce i powoli ruszył do wejścia. Przypadkowo stanął na gałązkę, która wydała z siebie dość głośny dźwięk.
- Słyszałeś to?!
- Ty masz jakąś paranoję!
- No nie mów, że tego nie słyszałeś! - Mist uśmiechnął się...
Przed wejściem stał jeszcze jeden, ale szybko został unieszkodliwiony. Starczyło tylko jedno zaklęcie. Mist wszedł do budynku. Od razu po jego wejściu rozbrzmiał głośny alarm. Nie zdążył się ruszyć, a już zaczęła go otaczać garstka ludzi... W pelerynach. Coś mu się tu nie podobało. Jeden uśmiechnął się pogardliwie i powiedział:
- Kim jesteś?!
- Przecież to nie mogło być do mnie, nie widzą mnie - powiedział sobie w myślach Mist.
Kiedy ludzie zaczęli do niego coraz bliżej podchodzić, wyjął różdżkę i wtedy spostrzegł, że peleryna nie działa. Jest całkowicie widoczny... Ale jak?!
Jednym ruchem różdżki unieruchomił jednego mugola, lecz to co wtedy się zdarzyło jeszcze bardziej go zaszokowało. Reszta wyjęła różdżki i zaczęła atakować. Przecież to... osoby pozamagiczne. Jak to możliwe?
Mist musiał przejść do defensywy. Ich było dziesięciu, a on jeden. Jeden zbyt pewny siebie, chyba chciał coś powiedzieć, lecz mężczyzna korzystając z szansy, szybko go unieszkodliwił. Szło mu coraz lepiej. Pozbył się już trzech. Nagle poczuł ostry ból w brzuchu. Obraz zaczął mu się mazać. Czyżby umierał? Przewrócił się na ziemię. Słyszał tylko przerażający śmiech. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył. Ból cały czas narastał, a obraz coraz bardziej ginął. Jedna myśl nie dawała mu spokoju... Skąd mugole mieli różdżki... Czy to w ogóle byli mugole? Jeśli nie, to co tu robili?!
Zasnął. Obudził się w jakimś dziwnym pokoju. Siedział przykuty do krzesła. Było to pomieszczenie bez okien. Ściany były czarne i wyniszczone. Im bardziej się wybudzał, tym bardziej ból narastał. Może umarł? Może zaraz nadejdzie Sąd Ostateczny i rozsądzi go z wszystkich jego grzechów. Ale czemu w takim razie odczuwał ból? W końcu zaczął mu się wyostrzać obraz pewnej postaci stojącej nad nim. Tak dobrze kojarzył tę twarz. Niestety nie była to twarz Boga.
Była to twarz tego Ślizgona, przez którego leżał całą noc w Zakazanym Lesie. Tego którego potem wyrzucono z Hogwartu.

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział IV Naleśniki.

Przepraszam Was za to że tak długo nie było rozdziału! Wszystko przez szkołę i masę obowiązków! Teraz zbliżają się wakacje i na pewno się tutaj poprawię :D Pozdrowienia!

-----

            Mist obudził się i stanął przed lustrem. Wyglądał okropnie, ale nie spodziewał się niczego innego. Cały tydzień pracował: zbierał informacje na temat toczącej się tu wojny, a potem przygotowywał plan wdarcia się do siedziby mugolskiego przywódcy, który jest winny tym wszystkim zbrodniom. Marcie od czasu pierwszego dnia w domku, odwiedziła go tylko raz. Dziwiła się nad czym tak dużo pracował skoro jego w rywalem są zwykli mugole, lecz Mist wychodził z założenia że żadnego przeciwnika nie można ot tak zlekceważyć.
            Jeszcze raz spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Czarne włosy, długie do ramion, zawsze pięknie i perfekcyjnie ułożone, teraz rozwalone i okropnie tłuste. Ciemne, piwne oczy , wyglądały jakby chciały natychmiast zaprotestować i polecieć na wakacje. Reszta też nie prezentowała się idealnie... Garb, wynikający z ciągłego siedzenia nad biurkiem, stare, nieświeże ciuchy i co za tym szło, niezbyt przyjemny zapach.
            Dzisiaj to wszystko trzeba będzie przywrócić do dawnej perfekcji, kiedy to codziennie spotykało się jakichś ludzi i trzeba było się jakoś prezentować, ponieważ Marcie zapowiedziała dziś swoją wizytę i trzeba zrobić sobie dzień wolny od pracy. Mist otworzył szafę i przejrzał ciuchy, w jakie zaopatrzyło go Ministerstwo. Wybrał jakiś czarny komplet i wziął ze sobą do łazienki.
            Nalał sobie całą wannę wody i położył się w niej. Po godzinie leżenia, woda zaczęła być zimna, a Mist tak na prawdę dalej się nie umył. W końcu wziął gąbkę i wyczyścił nią dokładnie swoje wymęczone ciało. Wyszedł z wanny i ubrał świeże ciuchy. Spojrzał teraz w lustro. Trochę lepiej, ale jeszcze nie perfekcyjnie. Następnie wziął się za włosy. Na szczęście kochane Ministerstwo dobrze zna jego obsesję na punkcie fryzury i zaopatrzyła go w odpowiednie preparaty do pielęgnacji.
            Ułożenie jej zajęło mu pół godziny. Teraz wyglądał już całkiem znośnie. Marcie przyjdzie na obiad, więc należałoby coś porządnego upichcić. Mist nie był najlepszy w gotowaniu, a ilość składników w lodówce mu w tym nie pomagała. W końcu zdenerwowany, że do wszystkiego co przychodziło mu do głowy nie było odpowiednich składników, zrobił naleśniki. W końcu niech Marcie nie oczekuje od niego że zrobi najlepszy obiad na świecie z takim zaopatrzeniem.
            W końcu została mu jeszcze chwila do przyjścia koleżanki, więc poszedł do małego kącika, który nazywał "gabinetem". Biurko, które było istotą tego jakże ważnego fragmentu domku, całe było zawalone jakimiś papierzyskami. Mist spojrzał na nie z niechęcią i powoli zaczął układać. W końcu kiedy wszystko zostało posortowane na 3 różne kupki, usiadł przy biurku i wszystko co najważniejsze dotyczące jego misji, zapisał na jednej kartce i powiesił nad biurkiem.
            Przez chwilę siedział i rozmyślą nad swoim zadaniem. Przewidywał że nie będzie to trudna misja. Największą trudnością będzie dostanie się do władcy, który rozpętał to piekło, tak, żeby nikt go nie wykrył. Z drugiej strony, mugole prawdopodobnie nie stwarzają dla niego jakiegoś zagrożenia, więc zakładał że wszystko pójdzie według planu.
            Jego rozmyślania przerwała wchodząca Marcie.
- Cześć! - krzyknęła od razu po otworzeniu drzwi. Mist uśmiechnął się.
- W końcu przyszłaś! Ile można na ciebie czekać!
- Mam nadzieję, że chociaż raz się postarałeś i zrobiłeś na obiad coś innego niż jajecznica.
- Ha! Ano właśnie nie jajecznica! Mam nadzieję, że naleśniki też ci posmakują. - Zaczęli się śmiać.
- Tobie naprawdę trzeba załatwić jakiś kurs gotowania!
            Mist przerwał rozmowę, pozwolił Marcie usiąść do stołu i podał naleśniki. Podczas jedzenia rozmawiali głównie na temat misji. Kiedy zjedli, mężczyzna pokazał jej kartkę wiszącą nad biurkiem. Przyjrzała się jej dokładnie i od razu zauważyła kilka drobnych błędów jakie Mist popełnił przy robieniu jej.
            Dalszą częścią wizyty były rozmowy przy winie. Tutaj jak zwykle toczyły się miliony tematów: mugole, wojny, czarna magia, później Voldemort, moja praca i wspomnienia...
- W sumie to ci się poszczęściło! - powiedziała. - Mało kto w tak młodym wieku staje się aurorem.
- Ten wiek to tylko liczba. Dobrze wiesz że wybierali mnie kiedy był wielki kryzys wśród aurorów. Bardzo dużo zginęło z rąk Voldemorta, kolejna cząstka przeszła na jego stronę i już nie nadawała się do pracy, a że ja zawsze byłem pod ręką i prawie zginąłem w Bitwie o Hogwart, to stwierdzili że będę idealnym kandydatem.
- No właśnie o tym mówię! Żeby nie to, że dorastaliśmy w czasach Voldemorta, to nie byłbyś tym kim jesteś.
- Zapewne - potwierdził.
- A pamiętasz jak się poznaliśmy? - zapytała Meadow.
- Trudno byłoby mi to zapomnieć. Upierdliwy wrzód na tyłku chodzący za mną wszędzie gdzie popadnie? Mimo iż bardzo bym chciał to już chyba nie wyleci z mojej pamięci - Oby dwoje wybuchnęli śmiechem.
- No już nie przesadzaj! Znajomość ze mną to na pewno nie tylko złe wspomnienia!
- Hmmm... Polemizowałbym. - Humor im wyraźnie dopisywał.
            Wypili już całą butelkę wina i zbliżała się noc, więc Marcie powoli zbierała się do wyjścia.
- Na mnie już chyba czas. - Wstała. - Skoro masz ze mną same złe wspomnienia, to może to ci się spodoba. - Zbliżyła swoje usta do ust Mista i spróbowała na nich złożyć namiętny pocałunek.
            Mist odepchnął od siebie Meadow. Alkohol bardzo źle na nią działał. Szybko się upijała, czego skutki teraz widział. Przynajmniej tak sobie wmawiał. Patrzeli się na siebie, oby dwoje zawstydzeni, niewiadomo które bardziej. Nikt nie wiedział jak skomentować tę sytuację.
- Mist.. Bo... Kocham cię. Próbuję z tym walczyć, ale nie potrafię...
- Marcie... Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale... To się nie uda... Myślę, że... Przez jakiś czas... Lepiej żebyśmy się nie spotykali... - Marcie wybiegła z płaczem, a Mist dalej stał w bezruchu.
            Wiedział, że źle zrobił... Że ją zranił... Zachował się jak tchórz. Uciekł od problemu. Z drugiej strony wiedział, że był to najlepszy ruch, jaki mógł teraz wykonać. Stracił właśnie najlepszą przyjaciółkę... Jedyną osobę, której zawsze mógł powiedzieć prawdę... To co działo się w jego głowie jest nie do opisania:
Szlag! Co jej odwaliło... Miłość... Ta... Właśnie widać czym jest miłość... Niektórzy mówią, że to pozytywne uczucie, ale zdecydowana większość już się przekonała co to jest... Miłość to taki wielki, jeszcze okrutniejszy od Voldemorta, potwór. Niszczy nam wszystko co uda się nam osiągnąć... Nawet przyjaźń...

            Po tym okrutnym pożegnaniu, stał tam w bezruchu jeszcze przez dwie godziny. Potem, pierwszy raz od przyjazdu tutaj, sięgnął po żyletkę. Może to było dziecinne... Ale pomagało mu... Ból fizyczny zastępował psychiczny... Mist sam dobrze wiedział że to nie było normalne, ale uzależnił się od tego już w dzieciństwie, nie potrafił przestać. 

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział III Karczma "Pod różowym pawiem".

Mist obudził się około godziny dwunastej. Kochał długo spać, za to gdy był niewyspany, to był jeszcze groźniejszy niż zwykle. Zrobił sobie skromne śniadanie, wziął prysznic, a następnie ubrał się w jakieś mugolskie ciuchy, które zapełniły chwilowo jego garderobę. Dzisiaj planował zrobić wywiad z obywatelami miasta, w którym przebywał. Forward mówił że najlepiej zrobić to w miarę szybko, bo nikt nie wie czy wojna niedługo nie przybędzie również tutaj. Musiał się dowiedzieć przede wszystkim kto wywołał całą wojnę i z jakiego powodu. Będzie mu to bardzo potrzebne w dalszych częściach misji. Szacował, że będzie ona trwała mniej więcej tydzień. Jeżeli nic się nie pokomplikuje i będzie musiał przemówić do rozsądku tylko mugolom.
Włączył sobie radio, jeden z sprzętów mugolskich, które Mist potrafił obsługiwać i często ich używał. Stąd też można się wiele dowiedzieć. Małe pudełko zaczęło szukać jakiejś stacji, gdzie jest emitowane cokolwiek. Trwało to aż dziesięć minut, aż w końcu okrutne chrzęszczenie przerwał głos jakiegoś mężczyzny.
- Pomocy! - ledwo wydusił. Słychać było po jego głosie, że jest z nim niedobrze. - Umieram. Mam dwójkę dzieci i żonę. Błagam! Przypilnujcie aby te gnidy nic im nie zrobiły! Zróbcież coo... - rozległ się dziwny dźwięk, jakby ktoś rzucił Bombardo, tylko że w wersji mini i stacja urwała się. Mistowi zrobiło się okropnie smutno. W magicznym świecie też było mnóstwo wojen, również ginęło tam wiele ludzi, lecz nigdy nie zabijano kobiet ani dzieci. Wyjątkiem była ogromna wojna przeciw najokrutniejszemu Lordowi Voldemortowi. On zabijał wszystko co popadnie. Ale zazwyczaj żaden honorowy czarodziej nie zabijał kobiet ani dzieci. Tutaj widocznie panowały inne zasady.
Radyjko szukało kolejnej stacji, ale Mist je wyłączył. Liczył na jakiś program z informacjami o świecie, a takie wypowiedzi na wpół umarłych żołnierzy tylko go przygnębiały.
Wyjął z szafy plecak i wsadził tam pelerynę niewidkę. Różdżkę wsadził do kurtki, w taki sposób aby nikt nie był w stanie jej zauważyć. Nie wiadomo, co tam zobaczy. Wyszedł z domku, złapał miotłę i wzleciał w górę. Spojrzał jeszcze na mapę, którą podarował mu Forward i stwierdził że musi lecieć na północ.
Myślał że szybko znajdzie to miasteczko, aczkolwiek leciał dwie godziny zanim zobaczył przed sobą jakąś osadę. Widać że Michael zadbał, by domek był postawiony jak najdalej od ludzi. Kolejną godzinę spędził na szukaniu miejsca do wylądowania. Bardzo irytujące zajęcie, ale konieczne. W końcu, kiedy znalazł odpowiednie miejsce, spakował miotłę do plecaka i następną godzinę spędził na dojściu do miasteczka, które wcześniej widział. Musiał trochę odlecieć tak, aby nikt nie zobaczył jego lądowania.
- Jak tak pójdzie, to nic dziś nie zdążę zrobić! - zaklął pod nosem.
Kiedy w końcu dotarł do owego miasteczka, zapytał przypadkowego przechodnia.
- Przepraszam! Wie pan może czy jest tu gdzieś jakaś karczma? - Człowiek zaśmiał się.
- Głupcze... Takie czasy, a tobie się karczmy zachciało?! Oszalałeś?!
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie - odpowiedział Mist i przeszył owego mężczyznę wzrokiem, w taki sposób, że każdy by się przestraszył.
- Tą ulicą prosto, a wtedy w prawo.
Mist nie wdawał się w dalszą dyskusję z tym panem i udał się do karczmy. Przed wejściem widniał ogromny napis, który zapewne kiedyś się świecił, "Pod różowym pawiem". Wszedł do środka i ku jego uciesze było tam kilka osób. "Czarny" usiadł przy barku i zamówił whisky. Miał nadzieję, że choć trochę będzie przypominało jego ulubioną ognistą. Kiedy już posmakował, stwierdził że ani trochę nie przypomina.
W końcu doszło do tego, że jakiś stary pijak się do niego dosiadł.
- Czego tu szukasz? - powiedział chrypliwym głosem. Mist spojrzał na niego.
- Informacji - szepnął i wyjął kilka mugolskich banknotów, które chuligan od razu mu wyrwał. Kiedy chciał zerwać się do ucieczki, Mist zaśmiał się. - Mam o wiele więcej. To nie jest nawet połowa. Jak odpowiesz mi na kilka pytań, to dostaniesz wszystko. - Starzec z powrotem usiadł na stołek obok aurora.
- Kim jesteś?! - zapytał.
- Masz odpowiadać na pytania, a nie je zadawać. Z jakiego powodu wybuchła ta wojna?- zaczął Mist.
- Skąd ty się do cholery urwałeś, że nie wiesz takich oczywistych oczywistości! - Mist machnął kolejnym banknotem. - Dokładnego powodu nikt nie zna. Jakiś szaleniec dostał się do władzy i zrobił to, co zrobił.
- Gdzie go znajdę? - Pijaczyna wytrzeszczył oczy. Wyjął z kieszeni jakiś papier.
- Jesteśmy tu. Dokładnie tu jest ich baza. Lecz uważaj! Jest chronione przez najlepsze wojska. Wszędzie dookoła toczy się wojna! I tak się tam nie dostaniesz! - Mist uśmiechnął się.
„To się jeszcze okaże” - pomyślał. Z tej całej wizyty dziwiło go tylko jedno. Jak jeden szaleniec może doprowadzić do wojny wyniszczającej pół świata?! Ciekawe... Ciekawe...

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział II Domek na środku lasu.

- Więc jeszcze raz: musisz uważać na to żeby nikt cię nie wykrył! I tym razem, błagam cię, nie gub już peleryny niewidki, bo nie mam zamiaru szukać jej po całym świecie! - upomniała Rose Mista, wypominając mu wydarzenie sprzed pięciu lat, kiedy jeszcze nie był szefem.
- Rose... Będziesz mi to wypominała przed każdą misją? - zapytał.
- A na coś ty, chłopie, liczył? Na twoje nieszczęście nie wyjeżdżasz daleko stąd i zapewne nieraz ktoś cię tam odwiedzi - mrugnęła ostrzegawczo. Chciała tym wyraźnie przekazać, aby Mist nawet nie sięgał po żyletki, bo i tak go przyłapią. Czarny zrozumiał i lekko skinął głową. Spostrzegli, że zbliża się do nich Forward, więc skończyli prywatne rozmowy i przeszli do misji.
- Pierwszy tydzień ma polegać na obserwacjach. Nic więcej! Żebyś się czasami nie wyrwał z niczym innym! I zero jakiejkolwiek magii! Nikt nie może cię wykryć! Magia będzie ci mogła pomóc dopiero, kiedy odpowiednio, za pomocą peleryny niewidki, wkradniesz się do mugolskiego ministerstwa. Tylko pamiętaj! Każdy oprócz ich ministra, czy jak oni to tam nazywają, ma mieć wykasowaną pamięć. To bardzo ważne!
- Michael... Dam sobie radę! - zapewnił Mist, wsiadł na miotłę i wzbił się w powietrze. - To gdzie lecimy?
- Za mną! - odpowiedział ekspert od mugoli i również poleciał w górę.

***
Lecieli bardzo długo. Było to spowodowane tym, że prawie wszystko musieli okrążać, tak, aby żaden mugol ich nie zobaczył. To, co Mist widział po drodze strasznie go zszokowało. Jak nic, osoby pozamagiczne wybijają się nawzajem. Może nie wyglądało to tak jak wojna w świecie magii, lecz równie okropnie.
Jechali do jedynego obszaru, który nie brał udziału w tej całej wojnie. Dom stał w środku ogromnego lasu, gdzie żadna osoba pozamagiczna nie miała szans dotrzeć. Posiadłość była wcześniej zabezpieczana, lecz Mist mimo wszystko, od razu po zejściu z miotły, podszedł do domku i zaczął mruczeć zaklęcia. Kiedy skończył, każdy w obrębie domu mógł poczuć krążące w górze zaklęcia.
- To tu cię zostawiamy - powiedział Forward. W środku masz wszystko co będzie ci potrzebne - poinstruował i udał się w kierunku mioteł.
- No nie do końca my, bo ja jeszcze chwilkę tu pobędę - odezwał się głos, którego w ogóle nie powinno tu być. Rose uśmiechnęła się pod nosem. Teraz Mist będzie miał porządną kontrolę, pomyślała.
- Marcie Meadow! Do jasnej cholery, jak?! Już liczyłem, że się nie dowiesz gdzie mieszkam! - powitał ją Mist.
- Słucham? Chyba nie wierzysz w moje umiejętności. Teraz zobaczmy co tam masz w tym pięknym domku - uśmiechnęła się, porozumiewawczo.
- W takim razie my już pojedziemy - powiedziała Rose, po czym szepnęła do Marcie. - Sprawdź każdy kąt. Nie sprawdzałam ekipy, która zajmowała się domem, a pewnie jeżeli kazałby im wnieść tam i ukryć pewne pudło, to by to zrobili. - Mist spojrzał na nie przenikliwie. Doskonale wiedział co tam do siebie szepczą i denerwowało go to. Przecież ze swoim własnym życiem mógł robić co tylko chce! Dziewczyny uważały inaczej. Doszło nawet do tego, że wspólnymi siłami usadziły go w mugolskim szpitalu, pełnym mugoli, gdzie leczyło się samookaleczanie, które wywodzi się właśnie od nich. W magicznych klinikach tego nie leczą. Zresztą według Mista te mugolskie też kiepsko sobie radzą.
Marcie jako pierwsza weszła do domu. Przeszukała prawie wszystko. Mist modlił się żeby się nie pokusiła o sprawdzanie szaf, ale aż taka wścibska to chyba nie była. Dobrze, że kazał tym robotnikom schować pudło w szafie i przykryć jakimiś starymi kocami. Tak na wszelki wypadek. Nie chciał się ciąć. Ale to pudło nosi ze sobą całą jego historię. Okrutną historię. I kiedy ona powraca, płynie znowu w jego krwi, on musi ją oddać z powrotem do tego kartonu.
- Masz szczęście - rzekła. - I nawet nie próbuj tego tu sprowadzać. A teraz może ugość mnie jakoś! W kuchni masz kielichy, a ja przyniosłam ognistą whisky. - Mrugnęła do niego.
- Dobrze wiesz że na misji nie wolno - droczył się z nią.
- Ze mną wszystko wolno! - pouczyła go i wyjęła z swojej przeogromnej torby ognistą whisky.
Marcie również była Ślizgonką. Była młodsza od Mista o prawie 3 lata. Obydwoje byli wyrzutkami, lecz Marcie jako dziewczyna miała w tym o wiele łatwiej. Nikt jej nie prześladował, nie wyzywał, nie gardził nią. Poznali się pewnego razu na błoniach. Mist był już w piątej klasie i prawie wyleciał z Hogwartu. Kiedy jego prześladowca chciał zaatakować go pod bijącą wierzbą i strącić go pod to zabójcze drzewo, Mist wyjął różdżkę i zaczął się bronić. Już wtedy był potężnym i silnym magiem, więc nikt się nie zdziwił kiedy po dziesięciu minutach, prześladowca leżał na ziemi. Lecz w tym momencie podbiegł do nich prof. Flitwick. Już miał zaprowadzić Mista do dyrektora, kiedy mała Marcie podbiegła i wyjaśniła że Mist tylko się uczciwie bronił kiedy jego przeciwnik zaatakował od tyłu. Mały nauczyciel pokrzyczał na niego i sobie w końcu poszedł.
Od tego czasu Karton, jak nazywano Marcie, nie dawała chłopakowi spokoju. Chodziła za nim praktycznie wszędzie, mimo iż on praktycznie się do niej nie odzywał. Trwało to tak aż pewnego dnia przyłapała go na samookaleczaniu. Wtedy pierwszy raz poważnie porozmawiali. Mist wyżalił jej się, a ona robiła wszystko żeby mu pomóc. Aż do teraz...
Wypili ognistą whisky, a po tym Marcie tam jeszcze trochę siedziała.
- A pamiętasz jak wtedy... No! Na tamtej misji! Jak ten goblin ściągnął gacie Trundlowi? - zapytał Mist, śmiejąc się do bólu brzucha, a Marcie razem z nim.
- I pomyśleć że ja się w nim kiedyś kochałam... Z takim kiepskim sprzętem! - Kolejna fala śmiechu rozległa się po domu. Wystarczyło trochę alkoholu i takie rzeczy się z nimi działy. Siedzieli tak przy rozpalonym kominku i śmiali się z wszystkiego co im przyszło do głowy.
- Dobra, Mist. Muszę już iść - zakończyła Marcie.
- Dobrze. Odprowadzę cię. - Poszli wolnym tempem do jej miotły, Marcie przeprosiła za to, że jutro jej nie będzie, ale mnóstwo pracy i nie będzie miała czasu, pocałowała Mista w policzek i odleciała.
Kiedy Marcie zniknęła mu z horyzontu, Czarny wszedł do swojej chatki, wskoczył na łóżko i od razu zasnął.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rodział I. Misja.

- To niedorzeczne! Jako szef aurorów nie może pan wyjechać tak daleko, na Bóg wie ile, żeby chronić... jakichś mugoli - krzyczał rozemocjonowany zastępca Mista.
- Zamknij paszczę, idioto! Nie ty mi będziesz mówił, co ja mogę, a co nie! - powiedział czarny niczym nietoperz mężczyzna. Wilson spojrzał na niego. Nie należał do typu, który kiedy wyzwą go od idiotów, siedzi cicho i słucha dalej.
- Jak tyś mnie nazwał parszywy, ślizgoński wyrzutku?! - To Mista strasznie zabolało. Spojrzał na swojego zastępcę, wyjął różdżkę i przytknął mu ją do gardła.
- Oficjalnie zostajesz zwolniony z posady zastępcy szefa biura aurorów. - Mężczyzna chciał zareagować, lecz "nietoperz" nie pozwolił mu na to. - I jeszcze jedno słowo, a odbiorę ci tytuł aurora, gnido. Moim nowy zastępcą, zostanie... Rosalie Grace Eler i zaraz to ogłoszę - uśmiechnął się złowieszczo.
- To jest niesprawiedliwe! Zdobyła to stanowisko tylko dzięki dobrych znajomości z tobą! - burzył się dalej Wilson.
- Masz jeszcze jakiś problem? Idź z tym do Ministra Magii. Zobaczymy, czy cię poprze - Znowu się uśmiechnął. Były zastępca wyskoczył z sali jak oparzony, a Mist wyszedł na za nim powolnym krokiem, stanął przy mównicy i wygłosił głośno i wyraźnie, kto zostaje nowym z jego zastępców. Oczywiście to nie byliby ci aurorzy których on zna, żeby nie rozległa się chmara krzyków, ale zdążył już do tego przywyknąć.
- A teraz zapraszam panią na omówienie szczegółów misji, na którą wyruszę już niedługo. Tak w sumie to już się nie przydacie. Po co tu sterczycie?! Do roboty! - zakończył spotkanie Mist.
- Za co wyrzuciłeś Howarda? - szepnęła na ucho "nietoperzowi" Rose.
- Wkurzył mnie. A teraz tak...
I tu zaczęli szczegółowo omawiać misję na którą miał wyruszyć Mist.
Kiedy w końcu wrócił do domu, rozsiadł się w wielkiej sofie i zaczął rozmyślać. Nie był do końca zdrowy. Miał mocną depresję. Trzyma go jeszcze z czasu szkoły. Najgorszego okresu jaki przeżył w swoim życiu. Chodził do Hogwartu i trafił tam do Slytherinu, co zdziwiło wszystkich, którzy go znali. Uczył się dość dobrze. Nie miał problemów w szkole, ale cierpiał na mocną samotność. Nie miał żadnego znajomego, nikt go nie lubił. Zawsze był jednym wielkim pośmiewiskiem... Raz całą noc spędził w jednym z rowów w Zakazanym Lesie, gdzie został pobity przez jednego z Ślizgonów. A zrobił to, bo Mist pomógł podnieść książki pewnej szlamie. Co prawda, ten chłopiec nigdy nie ukończył szkoły, ale dla "nietoperza", jak często na niego mówili, to nie było żadne pocieszenie. Lecz to nie był jedyny z wrogów Mista. Kolejnym z jego wielkich prześladowców był właśnie Wilson. Mężczyzna nie chciał brać go za swojego zastępcę, ale wtedy były trudne czasy, a ten, wykonał kawał dobrej roboty w pewnej misji i był zmuszony. Wspominał tę samotność. Ba! Ona dalej trwa! Może nie w ten sam sposób, ale dalej trwa. Spojrzał w kierunku pewnego pudła. Ostatnio siedział przez rok w jakiejś klinice odwykowej, gdzie próbowali go od tego odzwyczaić. Coś im się nie udało. Mist musiał się powstrzymywać całą siłą woli aby nie otwierać pudełka i nie wyciągać zawartości. W końcu nalał sobie lampkę Ognistej Whisky i zaczął pić, wspomnienia powoli się oddalały, ale wraz z nimi silna wola i umysł Mista. Po drugiej butelce Mist całkowicie zażenowany swoim życiem, przeszłością, jak i teraźniejszością i tak otworzył owo pudełko i wyciągnął jedną z żyletek. Przejechał nią raz po swojej skórze. Krew pociekła. Ból fizyczny zastępował bólem psychicznym. Głupie posunięcie, aczkolwiek skuteczne. Przejechał drugi raz, utworzył drugą ranę. Krew z jego ciała dalej wypływała, a on tylko modlił się, żeby to, co spotka go po śmierci, było chociaż trochę lepsze niż to, co musi przeżywać tutaj. Jego rodzice zginęli kiedy miał trzynaście lat. Bardo ich kochał. Oni byli jedynymi osobami na tym świecie, które go rozumiały i starały się pomóc, lecz oczywiście to również musieli mu odebrać. Usłyszał dzwonek do drzwi i zaklął pod nosem. Był cały w krwi, a tu ktoś postanowił go odwiedzić. Poszedł do drzwi i otworzył je, zasłaniając nimi swoją pokrwawioną rękę. Była to Marcie Meadow. Dziewczyna którą poznał podczas jednej z misji. Bardzo się polubili. Była kimś w rodzaju jego najlepszej przyjaciółki.
- Cześć, Mist. Mogę wejść? - spytała z swoim pięknym, szerokim uśmiechem. Mist pokręcił głową. Zauważyła że jest pijany. - Mist! Ty piłeś?! Chłopie! Kiedy ty w końcu zmądrzejesz?! - Kiedy zaczęła wchodzić do domu, Mist na szybko wciągnął jakiś szlafrok. Spojrzała na niego przenikliwie, ale nic nie powiedziała.
- I co tam ciekawego w biurze aurorów? - zapytała.
- Jutro wyjeżdżam na misję - wybełkotał.
- O! Jaką misję? - zapytała.
- Mugole się masowo zabijają, mają jakieś dziwne bronie, przez które giną też czarodzieje i muszę im przemówić do rozsądku. Także za tydzień wyjeżdżam. Wykupili mi już dom w jakimś dziwnym mieście... Zapomniałem jak się nazywało. I mam tam przez najbliższy czas mieszkać i uspokoić mugoli. Najgorsze jest to, że nie będę mógł używać za dużo magii. Tylko to co konieczne... Będę musiał zachowywać się jak mugol.
- Straszne... A wiesz co jest straszniejsze? Podwijaj rękaw tego szlafroka! - powiedziała ostrym tonem. Mist się wykręcał, więc wyjęła różdżkę i sama się tym zajęła. - MIST! Ty znowu się ciąłeś?! Chłopie, nie po to byłeś rok na odwyku żeby teraz dalej popełniać te same błędy! Pokaż... Zaraz trochę podleczymy te rany, a żyletki biorę ze sobą. Koniec. Sama zrobię ci terapię. - Trzepnęła go z całej siły w pysk i zwinnym ruchem różdżki, wyrzuciła stare pudło z żyletkami, które Mist nosił ze sobą już od czasów szkolnych, przez okno. To dla mężczyzny było za wiele.
- Myślę, że lepiej będzie kiedy już sobie pójdziesz. Przyjdę do ciebie jutro na obiad to porozmawiamy. Teraz chcę już iść spać. - Marcie podeszła do Mista.
- Tylko już nie rób sobie krzywdy, błagam - powiedziała i wyszła z domu mężczyzny.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Prolog. Spotkanie aurorów.

 Na początku chciałbym wszystkich ładnie powitać. Skoro tu trafiliście, to śmiem stwierdzić, że chcecie poczytać moje wypociny, więc na początek trochę informacji. Jest to fan fiction, oparte na Harry'm Potterze, J.K.Rowling. To by było w sumie tyle... A! Dedykacja... Owy prolog dedykuję najwspanialszej becie na świecie ;3 A teraz,miłego czytania! Oto prolog:

------

Spotkanie aurorów.
- Witam was wszystkich tu zebranych. Zapewne dobrze mnie wszyscy znacie, gdyż pracuję w Ministerstwie, w dziale spraw mugoli. Ostatnio wydarzyła się pewna niepokojąca rzecz, którą chciałbym państwu przedstawić - zaczął mówić swoim piskliwym głosikiem Michael Forward.
- I po to nas tu zwoływałeś?! Od kiedy my musimy interesować się sprawami mugoli... Naprawdę już nie macie pomysłów jak nas zamęczyć - krzyknął jeden z aurorów.
- Proszę o spokój i jedną szansę na przedstawienie wam sytuacji. - Rozległa się chmara głosów. Wszyscy byli tam tak nastawieni do mugoli, że nie mieli ochoty słuchać wykładów o nich. Michael zrobił się cały czerwony i schował za kotarką przed rozdrażnionymi, potężnymi obrońcami świata magii. Na mównicę wszedł ubrany na czarno mężczyzna i wykrzyczał:
- Cisza! - Zobaczywszy Mista Snape'a, Szefa Biura Aurorów, tłum znieruchomiał i ucichł. - Panie Forward... Prosimy o dokończenie. A wy lepiej uważajcie... Wystarczy jeszcze jedno słowo, a z wygodnej posady aurora, przejdziecie na sprzątanie mojego gabinetu! - zagroził i zszedł, ustępując miejsca starszemu koledze.
- Więc mugole ostatnio zaczęli się masywnie mordować. Wybuchło u nich coś na pozór naszych bitw. Wynaleziono nawet jakiś dziwny sprzęt, potrafiący wysadzić wszystko w promieniu pięciuset kilometrów. Giną przy tym miliony ludzi. Proszę o przydzielenie chociaż jednego aurora, który pilnowałby spraw mugoli. Pomysł należałoby jeszcze rozwinąć, aczkolwiek czuję się zobowiązany przedstawić wam go już teraz - zakończył swoje przemówienie donoście. Teraz, jak zwykle, zaczęły się burzliwe obrady. Każdy z aurorów chciał wyrazić swoje zdanie i zrobić to w jak najgłośniejszy sposób, jak zawsze zauważał Mist.
- Pragnę dodać - zaczął jeszcze raz Michael - że przez owo urządzenie, zginęło również mnóstwo czarodziei, którzy zamieszkiwali akurat te obszary. - To zagadnienie również trzeba było skomentować. W końcu, chyba każdy utworzył już swoją opinię i osoba prowadząca spotkanie, zaczęła je kończyć:
- Kto jest za pomysłem? - Kilka rąk uniosło się w górę. Mist jako szef miał prawo zagłosować na samym końcu. Cały czas marszczył brwi, bo z jednej strony, sprawa naprawdę wydawała się okropna... Mugole nie mogą bawić się w takie rzeczy, bo wywalą pół świata w zapomnienie, a istnieje wiele czarodzieów, którzy mieszkają między mugolami. Z jego rozmyślań wyciągnął go głos prowadzącego:
- Panie Snape? Pan podejmuje ostateczną decyzję. Aurorzy są podzieleni równo na pół.
- Jestem za. - Michael wyraźnie się uśmiechnął.
- Teraz jeszcze pozostaje nam pytanie, kto funkcję obrońcy mugoli obejmie - rzekł wyraźnie zniechęcony pomysłem, prowadzący spotkanie. Aurorzy zgodnym chórem wykrzyknęli "Ja na pewno nie, bo...". Mist złapał się za głowę. Dorosłe chłopy, a gderają jak stare baby na jarmarku. W końcu podjął decyzję.
- Ja sam. Ponieważ to zadanie będzie wymagało mnóstwo czasu, większość moich obowiązków powierzam mojemu zastępcy. A teraz zapraszam go i pana Michaela na omówienie szczegółów.