-----
Mist obudził się i stanął przed lustrem. Wyglądał
okropnie, ale nie spodziewał się niczego innego. Cały tydzień pracował: zbierał
informacje na temat toczącej się tu wojny, a potem przygotowywał plan wdarcia
się do siedziby mugolskiego przywódcy, który jest winny tym wszystkim
zbrodniom. Marcie od czasu pierwszego dnia w domku, odwiedziła go tylko raz.
Dziwiła się nad czym tak dużo pracował skoro jego w rywalem są zwykli mugole,
lecz Mist wychodził z założenia że żadnego przeciwnika nie można ot tak
zlekceważyć.
Jeszcze raz spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Czarne
włosy, długie do ramion, zawsze pięknie i perfekcyjnie ułożone, teraz rozwalone
i okropnie tłuste. Ciemne, piwne oczy , wyglądały jakby chciały natychmiast
zaprotestować i polecieć na wakacje. Reszta też nie prezentowała się
idealnie... Garb, wynikający z ciągłego siedzenia nad biurkiem, stare,
nieświeże ciuchy i co za tym szło, niezbyt przyjemny zapach.
Dzisiaj to wszystko trzeba będzie przywrócić do dawnej
perfekcji, kiedy to codziennie spotykało się jakichś ludzi i trzeba było się
jakoś prezentować, ponieważ Marcie zapowiedziała dziś swoją wizytę i trzeba
zrobić sobie dzień wolny od pracy. Mist otworzył szafę i przejrzał ciuchy, w
jakie zaopatrzyło go Ministerstwo. Wybrał jakiś czarny komplet i wziął ze sobą
do łazienki.
Nalał sobie całą wannę wody i położył się w niej. Po
godzinie leżenia, woda zaczęła być zimna, a Mist tak na prawdę dalej się nie
umył. W końcu wziął gąbkę i wyczyścił nią dokładnie swoje wymęczone ciało.
Wyszedł z wanny i ubrał świeże ciuchy. Spojrzał teraz w lustro. Trochę lepiej,
ale jeszcze nie perfekcyjnie. Następnie wziął się za włosy. Na szczęście
kochane Ministerstwo dobrze zna jego obsesję na punkcie fryzury i zaopatrzyła
go w odpowiednie preparaty do pielęgnacji.
Ułożenie jej zajęło mu pół godziny. Teraz wyglądał już
całkiem znośnie. Marcie przyjdzie na obiad, więc należałoby coś porządnego
upichcić. Mist nie był najlepszy w gotowaniu, a ilość składników w lodówce mu w
tym nie pomagała. W końcu zdenerwowany, że do wszystkiego co przychodziło mu do
głowy nie było odpowiednich składników, zrobił naleśniki. W końcu niech Marcie
nie oczekuje od niego że zrobi najlepszy obiad na świecie z takim
zaopatrzeniem.
W końcu została mu jeszcze chwila do przyjścia koleżanki,
więc poszedł do małego kącika, który nazywał "gabinetem". Biurko,
które było istotą tego jakże ważnego fragmentu domku, całe było zawalone
jakimiś papierzyskami. Mist spojrzał na nie z niechęcią i powoli zaczął
układać. W końcu kiedy wszystko zostało posortowane na 3 różne kupki, usiadł
przy biurku i wszystko co najważniejsze dotyczące jego misji, zapisał na jednej
kartce i powiesił nad biurkiem.
Przez chwilę siedział i rozmyślą nad swoim zadaniem.
Przewidywał że nie będzie to trudna misja. Największą trudnością będzie
dostanie się do władcy, który rozpętał to piekło, tak, żeby nikt go nie wykrył.
Z drugiej strony, mugole prawdopodobnie nie stwarzają dla niego jakiegoś
zagrożenia, więc zakładał że wszystko pójdzie według planu.
Jego rozmyślania przerwała wchodząca Marcie.
- Cześć! - krzyknęła od razu
po otworzeniu drzwi. Mist uśmiechnął się.
- W końcu przyszłaś! Ile
można na ciebie czekać!
- Mam nadzieję, że chociaż
raz się postarałeś i zrobiłeś na obiad coś innego niż jajecznica.
- Ha! Ano właśnie nie
jajecznica! Mam nadzieję, że naleśniki też ci posmakują. - Zaczęli się śmiać.
- Tobie naprawdę trzeba
załatwić jakiś kurs gotowania!
Mist przerwał rozmowę, pozwolił Marcie usiąść do stołu i
podał naleśniki. Podczas jedzenia rozmawiali głównie na temat misji. Kiedy
zjedli, mężczyzna pokazał jej kartkę wiszącą nad biurkiem. Przyjrzała się jej
dokładnie i od razu zauważyła kilka drobnych błędów jakie Mist popełnił przy
robieniu jej.
Dalszą częścią wizyty były rozmowy przy winie. Tutaj jak
zwykle toczyły się miliony tematów: mugole, wojny, czarna magia, później
Voldemort, moja praca i wspomnienia...
- W sumie to ci się
poszczęściło! - powiedziała. - Mało kto w tak młodym wieku staje się aurorem.
- Ten wiek to tylko liczba.
Dobrze wiesz że wybierali mnie kiedy był wielki kryzys wśród aurorów. Bardzo
dużo zginęło z rąk Voldemorta, kolejna cząstka przeszła na jego stronę i już
nie nadawała się do pracy, a że ja zawsze byłem pod ręką i prawie zginąłem w
Bitwie o Hogwart, to stwierdzili że będę idealnym kandydatem.
- No właśnie o tym mówię!
Żeby nie to, że dorastaliśmy w czasach Voldemorta, to nie byłbyś tym kim
jesteś.
- Zapewne - potwierdził.
- A pamiętasz jak się
poznaliśmy? - zapytała Meadow.
- Trudno byłoby mi to
zapomnieć. Upierdliwy wrzód na tyłku chodzący za mną wszędzie gdzie popadnie?
Mimo iż bardzo bym chciał to już chyba nie wyleci z mojej pamięci - Oby dwoje
wybuchnęli śmiechem.
- No już nie przesadzaj!
Znajomość ze mną to na pewno nie tylko złe wspomnienia!
- Hmmm... Polemizowałbym. -
Humor im wyraźnie dopisywał.
Wypili już całą butelkę wina i zbliżała się noc, więc
Marcie powoli zbierała się do wyjścia.
- Na mnie już chyba czas. -
Wstała. - Skoro masz ze mną same złe wspomnienia, to może to ci się spodoba. -
Zbliżyła swoje usta do ust Mista i spróbowała na nich złożyć namiętny
pocałunek.
Mist odepchnął od siebie Meadow. Alkohol bardzo źle na
nią działał. Szybko się upijała, czego skutki teraz widział. Przynajmniej tak
sobie wmawiał. Patrzeli się na siebie, oby dwoje zawstydzeni, niewiadomo które
bardziej. Nikt nie wiedział jak skomentować tę sytuację.
- Mist.. Bo... Kocham cię.
Próbuję z tym walczyć, ale nie potrafię...
- Marcie... Nie wiem jak ci
to powiedzieć, ale... To się nie uda... Myślę, że... Przez jakiś czas... Lepiej
żebyśmy się nie spotykali... - Marcie wybiegła z płaczem, a Mist dalej stał w bezruchu.
Wiedział, że źle zrobił... Że ją zranił... Zachował się
jak tchórz. Uciekł od problemu. Z drugiej strony wiedział, że był to najlepszy
ruch, jaki mógł teraz wykonać. Stracił właśnie najlepszą przyjaciółkę... Jedyną
osobę, której zawsze mógł powiedzieć prawdę... To co działo się w jego głowie
jest nie do opisania:
Szlag!
Co jej odwaliło... Miłość... Ta... Właśnie widać czym jest miłość... Niektórzy
mówią, że to pozytywne uczucie, ale zdecydowana większość już się przekonała co
to jest... Miłość to taki wielki, jeszcze okrutniejszy od Voldemorta, potwór.
Niszczy nam wszystko co uda się nam osiągnąć... Nawet przyjaźń...
Po tym okrutnym
pożegnaniu, stał tam w bezruchu jeszcze przez dwie godziny. Potem, pierwszy raz
od przyjazdu tutaj, sięgnął po żyletkę. Może to było dziecinne... Ale pomagało
mu... Ból fizyczny zastępował psychiczny... Mist sam dobrze wiedział że to nie
było normalne, ale uzależnił się od tego już w dzieciństwie, nie potrafił
przestać.
Przed ostatni akapit-piękne słowa <3 (Tak wiem-pisane nocą na szybko :D )
OdpowiedzUsuńTak długo czekałam na ten rozdział i wreszcie się doczekałam. :D
Tytuł najlepszy! ;)
Proszę pisz więcej i częściej.
A na koniec jak zwykle życzę weny i pozdrawiam. :)
Dziękuje :D Teraz obiecuję, że będą częściej rozdziały :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńO matko, on chce od razu dostać się do sprawcy wojny? Interesujący chłopak. Ole on ma lat?
OdpowiedzUsuńLiczebniki pisz słownie
Hm... Szkoda mi Marcie. I szkoda mi Mista. Taka miłość nie jest fajna, ale to nie znaczy, że cała miłość jest zła!
I znowu to zrobił :( Mam nadzieję, że ktoś go odwiedzie od żyletek...
Chce tam iść żeby trochę zmanipulować gościa i zakończyć wojnę
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńNo nieźle. Zajebiście, że wplotłeś tu jeszcze miłość! Uwielbiam cię <3
Rozdział myślę super, a tytuł coś pięknego. Mam nadzieję, że on nie odwzajemni tej miłości ;D Zrobi się jeszcze bardziej dramatycznie. Pisz, ćwicz, pisz, ćwicz!
Pozdrawiam
Dosia