niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział II Domek na środku lasu.

- Więc jeszcze raz: musisz uważać na to żeby nikt cię nie wykrył! I tym razem, błagam cię, nie gub już peleryny niewidki, bo nie mam zamiaru szukać jej po całym świecie! - upomniała Rose Mista, wypominając mu wydarzenie sprzed pięciu lat, kiedy jeszcze nie był szefem.
- Rose... Będziesz mi to wypominała przed każdą misją? - zapytał.
- A na coś ty, chłopie, liczył? Na twoje nieszczęście nie wyjeżdżasz daleko stąd i zapewne nieraz ktoś cię tam odwiedzi - mrugnęła ostrzegawczo. Chciała tym wyraźnie przekazać, aby Mist nawet nie sięgał po żyletki, bo i tak go przyłapią. Czarny zrozumiał i lekko skinął głową. Spostrzegli, że zbliża się do nich Forward, więc skończyli prywatne rozmowy i przeszli do misji.
- Pierwszy tydzień ma polegać na obserwacjach. Nic więcej! Żebyś się czasami nie wyrwał z niczym innym! I zero jakiejkolwiek magii! Nikt nie może cię wykryć! Magia będzie ci mogła pomóc dopiero, kiedy odpowiednio, za pomocą peleryny niewidki, wkradniesz się do mugolskiego ministerstwa. Tylko pamiętaj! Każdy oprócz ich ministra, czy jak oni to tam nazywają, ma mieć wykasowaną pamięć. To bardzo ważne!
- Michael... Dam sobie radę! - zapewnił Mist, wsiadł na miotłę i wzbił się w powietrze. - To gdzie lecimy?
- Za mną! - odpowiedział ekspert od mugoli i również poleciał w górę.

***
Lecieli bardzo długo. Było to spowodowane tym, że prawie wszystko musieli okrążać, tak, aby żaden mugol ich nie zobaczył. To, co Mist widział po drodze strasznie go zszokowało. Jak nic, osoby pozamagiczne wybijają się nawzajem. Może nie wyglądało to tak jak wojna w świecie magii, lecz równie okropnie.
Jechali do jedynego obszaru, który nie brał udziału w tej całej wojnie. Dom stał w środku ogromnego lasu, gdzie żadna osoba pozamagiczna nie miała szans dotrzeć. Posiadłość była wcześniej zabezpieczana, lecz Mist mimo wszystko, od razu po zejściu z miotły, podszedł do domku i zaczął mruczeć zaklęcia. Kiedy skończył, każdy w obrębie domu mógł poczuć krążące w górze zaklęcia.
- To tu cię zostawiamy - powiedział Forward. W środku masz wszystko co będzie ci potrzebne - poinstruował i udał się w kierunku mioteł.
- No nie do końca my, bo ja jeszcze chwilkę tu pobędę - odezwał się głos, którego w ogóle nie powinno tu być. Rose uśmiechnęła się pod nosem. Teraz Mist będzie miał porządną kontrolę, pomyślała.
- Marcie Meadow! Do jasnej cholery, jak?! Już liczyłem, że się nie dowiesz gdzie mieszkam! - powitał ją Mist.
- Słucham? Chyba nie wierzysz w moje umiejętności. Teraz zobaczmy co tam masz w tym pięknym domku - uśmiechnęła się, porozumiewawczo.
- W takim razie my już pojedziemy - powiedziała Rose, po czym szepnęła do Marcie. - Sprawdź każdy kąt. Nie sprawdzałam ekipy, która zajmowała się domem, a pewnie jeżeli kazałby im wnieść tam i ukryć pewne pudło, to by to zrobili. - Mist spojrzał na nie przenikliwie. Doskonale wiedział co tam do siebie szepczą i denerwowało go to. Przecież ze swoim własnym życiem mógł robić co tylko chce! Dziewczyny uważały inaczej. Doszło nawet do tego, że wspólnymi siłami usadziły go w mugolskim szpitalu, pełnym mugoli, gdzie leczyło się samookaleczanie, które wywodzi się właśnie od nich. W magicznych klinikach tego nie leczą. Zresztą według Mista te mugolskie też kiepsko sobie radzą.
Marcie jako pierwsza weszła do domu. Przeszukała prawie wszystko. Mist modlił się żeby się nie pokusiła o sprawdzanie szaf, ale aż taka wścibska to chyba nie była. Dobrze, że kazał tym robotnikom schować pudło w szafie i przykryć jakimiś starymi kocami. Tak na wszelki wypadek. Nie chciał się ciąć. Ale to pudło nosi ze sobą całą jego historię. Okrutną historię. I kiedy ona powraca, płynie znowu w jego krwi, on musi ją oddać z powrotem do tego kartonu.
- Masz szczęście - rzekła. - I nawet nie próbuj tego tu sprowadzać. A teraz może ugość mnie jakoś! W kuchni masz kielichy, a ja przyniosłam ognistą whisky. - Mrugnęła do niego.
- Dobrze wiesz że na misji nie wolno - droczył się z nią.
- Ze mną wszystko wolno! - pouczyła go i wyjęła z swojej przeogromnej torby ognistą whisky.
Marcie również była Ślizgonką. Była młodsza od Mista o prawie 3 lata. Obydwoje byli wyrzutkami, lecz Marcie jako dziewczyna miała w tym o wiele łatwiej. Nikt jej nie prześladował, nie wyzywał, nie gardził nią. Poznali się pewnego razu na błoniach. Mist był już w piątej klasie i prawie wyleciał z Hogwartu. Kiedy jego prześladowca chciał zaatakować go pod bijącą wierzbą i strącić go pod to zabójcze drzewo, Mist wyjął różdżkę i zaczął się bronić. Już wtedy był potężnym i silnym magiem, więc nikt się nie zdziwił kiedy po dziesięciu minutach, prześladowca leżał na ziemi. Lecz w tym momencie podbiegł do nich prof. Flitwick. Już miał zaprowadzić Mista do dyrektora, kiedy mała Marcie podbiegła i wyjaśniła że Mist tylko się uczciwie bronił kiedy jego przeciwnik zaatakował od tyłu. Mały nauczyciel pokrzyczał na niego i sobie w końcu poszedł.
Od tego czasu Karton, jak nazywano Marcie, nie dawała chłopakowi spokoju. Chodziła za nim praktycznie wszędzie, mimo iż on praktycznie się do niej nie odzywał. Trwało to tak aż pewnego dnia przyłapała go na samookaleczaniu. Wtedy pierwszy raz poważnie porozmawiali. Mist wyżalił jej się, a ona robiła wszystko żeby mu pomóc. Aż do teraz...
Wypili ognistą whisky, a po tym Marcie tam jeszcze trochę siedziała.
- A pamiętasz jak wtedy... No! Na tamtej misji! Jak ten goblin ściągnął gacie Trundlowi? - zapytał Mist, śmiejąc się do bólu brzucha, a Marcie razem z nim.
- I pomyśleć że ja się w nim kiedyś kochałam... Z takim kiepskim sprzętem! - Kolejna fala śmiechu rozległa się po domu. Wystarczyło trochę alkoholu i takie rzeczy się z nimi działy. Siedzieli tak przy rozpalonym kominku i śmiali się z wszystkiego co im przyszło do głowy.
- Dobra, Mist. Muszę już iść - zakończyła Marcie.
- Dobrze. Odprowadzę cię. - Poszli wolnym tempem do jej miotły, Marcie przeprosiła za to, że jutro jej nie będzie, ale mnóstwo pracy i nie będzie miała czasu, pocałowała Mista w policzek i odleciała.
Kiedy Marcie zniknęła mu z horyzontu, Czarny wszedł do swojej chatki, wskoczył na łóżko i od razu zasnął.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rodział I. Misja.

- To niedorzeczne! Jako szef aurorów nie może pan wyjechać tak daleko, na Bóg wie ile, żeby chronić... jakichś mugoli - krzyczał rozemocjonowany zastępca Mista.
- Zamknij paszczę, idioto! Nie ty mi będziesz mówił, co ja mogę, a co nie! - powiedział czarny niczym nietoperz mężczyzna. Wilson spojrzał na niego. Nie należał do typu, który kiedy wyzwą go od idiotów, siedzi cicho i słucha dalej.
- Jak tyś mnie nazwał parszywy, ślizgoński wyrzutku?! - To Mista strasznie zabolało. Spojrzał na swojego zastępcę, wyjął różdżkę i przytknął mu ją do gardła.
- Oficjalnie zostajesz zwolniony z posady zastępcy szefa biura aurorów. - Mężczyzna chciał zareagować, lecz "nietoperz" nie pozwolił mu na to. - I jeszcze jedno słowo, a odbiorę ci tytuł aurora, gnido. Moim nowy zastępcą, zostanie... Rosalie Grace Eler i zaraz to ogłoszę - uśmiechnął się złowieszczo.
- To jest niesprawiedliwe! Zdobyła to stanowisko tylko dzięki dobrych znajomości z tobą! - burzył się dalej Wilson.
- Masz jeszcze jakiś problem? Idź z tym do Ministra Magii. Zobaczymy, czy cię poprze - Znowu się uśmiechnął. Były zastępca wyskoczył z sali jak oparzony, a Mist wyszedł na za nim powolnym krokiem, stanął przy mównicy i wygłosił głośno i wyraźnie, kto zostaje nowym z jego zastępców. Oczywiście to nie byliby ci aurorzy których on zna, żeby nie rozległa się chmara krzyków, ale zdążył już do tego przywyknąć.
- A teraz zapraszam panią na omówienie szczegółów misji, na którą wyruszę już niedługo. Tak w sumie to już się nie przydacie. Po co tu sterczycie?! Do roboty! - zakończył spotkanie Mist.
- Za co wyrzuciłeś Howarda? - szepnęła na ucho "nietoperzowi" Rose.
- Wkurzył mnie. A teraz tak...
I tu zaczęli szczegółowo omawiać misję na którą miał wyruszyć Mist.
Kiedy w końcu wrócił do domu, rozsiadł się w wielkiej sofie i zaczął rozmyślać. Nie był do końca zdrowy. Miał mocną depresję. Trzyma go jeszcze z czasu szkoły. Najgorszego okresu jaki przeżył w swoim życiu. Chodził do Hogwartu i trafił tam do Slytherinu, co zdziwiło wszystkich, którzy go znali. Uczył się dość dobrze. Nie miał problemów w szkole, ale cierpiał na mocną samotność. Nie miał żadnego znajomego, nikt go nie lubił. Zawsze był jednym wielkim pośmiewiskiem... Raz całą noc spędził w jednym z rowów w Zakazanym Lesie, gdzie został pobity przez jednego z Ślizgonów. A zrobił to, bo Mist pomógł podnieść książki pewnej szlamie. Co prawda, ten chłopiec nigdy nie ukończył szkoły, ale dla "nietoperza", jak często na niego mówili, to nie było żadne pocieszenie. Lecz to nie był jedyny z wrogów Mista. Kolejnym z jego wielkich prześladowców był właśnie Wilson. Mężczyzna nie chciał brać go za swojego zastępcę, ale wtedy były trudne czasy, a ten, wykonał kawał dobrej roboty w pewnej misji i był zmuszony. Wspominał tę samotność. Ba! Ona dalej trwa! Może nie w ten sam sposób, ale dalej trwa. Spojrzał w kierunku pewnego pudła. Ostatnio siedział przez rok w jakiejś klinice odwykowej, gdzie próbowali go od tego odzwyczaić. Coś im się nie udało. Mist musiał się powstrzymywać całą siłą woli aby nie otwierać pudełka i nie wyciągać zawartości. W końcu nalał sobie lampkę Ognistej Whisky i zaczął pić, wspomnienia powoli się oddalały, ale wraz z nimi silna wola i umysł Mista. Po drugiej butelce Mist całkowicie zażenowany swoim życiem, przeszłością, jak i teraźniejszością i tak otworzył owo pudełko i wyciągnął jedną z żyletek. Przejechał nią raz po swojej skórze. Krew pociekła. Ból fizyczny zastępował bólem psychicznym. Głupie posunięcie, aczkolwiek skuteczne. Przejechał drugi raz, utworzył drugą ranę. Krew z jego ciała dalej wypływała, a on tylko modlił się, żeby to, co spotka go po śmierci, było chociaż trochę lepsze niż to, co musi przeżywać tutaj. Jego rodzice zginęli kiedy miał trzynaście lat. Bardo ich kochał. Oni byli jedynymi osobami na tym świecie, które go rozumiały i starały się pomóc, lecz oczywiście to również musieli mu odebrać. Usłyszał dzwonek do drzwi i zaklął pod nosem. Był cały w krwi, a tu ktoś postanowił go odwiedzić. Poszedł do drzwi i otworzył je, zasłaniając nimi swoją pokrwawioną rękę. Była to Marcie Meadow. Dziewczyna którą poznał podczas jednej z misji. Bardzo się polubili. Była kimś w rodzaju jego najlepszej przyjaciółki.
- Cześć, Mist. Mogę wejść? - spytała z swoim pięknym, szerokim uśmiechem. Mist pokręcił głową. Zauważyła że jest pijany. - Mist! Ty piłeś?! Chłopie! Kiedy ty w końcu zmądrzejesz?! - Kiedy zaczęła wchodzić do domu, Mist na szybko wciągnął jakiś szlafrok. Spojrzała na niego przenikliwie, ale nic nie powiedziała.
- I co tam ciekawego w biurze aurorów? - zapytała.
- Jutro wyjeżdżam na misję - wybełkotał.
- O! Jaką misję? - zapytała.
- Mugole się masowo zabijają, mają jakieś dziwne bronie, przez które giną też czarodzieje i muszę im przemówić do rozsądku. Także za tydzień wyjeżdżam. Wykupili mi już dom w jakimś dziwnym mieście... Zapomniałem jak się nazywało. I mam tam przez najbliższy czas mieszkać i uspokoić mugoli. Najgorsze jest to, że nie będę mógł używać za dużo magii. Tylko to co konieczne... Będę musiał zachowywać się jak mugol.
- Straszne... A wiesz co jest straszniejsze? Podwijaj rękaw tego szlafroka! - powiedziała ostrym tonem. Mist się wykręcał, więc wyjęła różdżkę i sama się tym zajęła. - MIST! Ty znowu się ciąłeś?! Chłopie, nie po to byłeś rok na odwyku żeby teraz dalej popełniać te same błędy! Pokaż... Zaraz trochę podleczymy te rany, a żyletki biorę ze sobą. Koniec. Sama zrobię ci terapię. - Trzepnęła go z całej siły w pysk i zwinnym ruchem różdżki, wyrzuciła stare pudło z żyletkami, które Mist nosił ze sobą już od czasów szkolnych, przez okno. To dla mężczyzny było za wiele.
- Myślę, że lepiej będzie kiedy już sobie pójdziesz. Przyjdę do ciebie jutro na obiad to porozmawiamy. Teraz chcę już iść spać. - Marcie podeszła do Mista.
- Tylko już nie rób sobie krzywdy, błagam - powiedziała i wyszła z domu mężczyzny.